Otwieram oczy i spoglądam na zegarek. Wczoraj uznałem, że będę spał tyle, ile mój organizm uzna za stosowne, dlatego nie nastawiłem budzika. Dość ryzykowne to posunięcie zważywszy na fakt, że normalnie bez mobilizującej porannej syreny jestem w stanie spać do południa i dłużej. Ale tak jest w domu, a nie w trzaskającej od wiatru budzie, w nie mniej trzaskającym mrozie. Rozpinam zapięty od środka śpiwór i wystawiam głowę. - O, cześć. Jak noc minęła? Też tak zmarzłeś? - zagaduję - A dokąd dzisiaj, bo ja chyba na Pilsko. Zero reakcji. Stoi jak kołek z wywieszonym jęzorem i udaje, że nic nie słyszy. - Ej no, do ciebie mówię! A dobra, będziesz chciał pogadać, to też cię oleję. Wypełzam ze śpiwora, luzuję solidnie zamarznięte sznurówki i wsuwam na stopę niedoszłego rozmówcę. Drugiego znajduję pod śpiworem - dzieli los poprzednika.
Mówi się, że warto być honorowym, choć nie zawsze się to opłaca. Honorowym Dawcom Krwi opłaca się bezdyskusyjnie. Akcja Dawcom w Darze wspiera ideę krwiodawstwa w Polsce. Firmy w niej uczestniczące udzielają od 10 do 50% (sic!) rabatu wszystkim aktywnym Honorowym Dawcom Krwi (wystarczy mieć przy sobie książeczkę HDK, a w niej informację, że nie dalej jak rok temu mieliśmy bliskie spotkanie z igłą).
Wyprawa dobiegła końca. 15-go września lekko utykając na lewą nogę doczłapałem nad Dunaj w Bratysławie - rzekę, nad którą stałem niecałe 3 miesiące temu w rumuńskiej Dubovej. Stałem trochę wystraszony tym, na co się porywam.
Jeśli zaś idzie o szczegóły... pozwólcie, że najpierw ponapawam się błogim bezruchem. Tym, że nie muszę zrywać się rano, pakować 30kilogramowego plecaka, nie muszę nigdzie iść ;-]
Facebook
Tu mogliście śledzić moje wysiłki, co jakiś czas otrzymując porcję najświeższych informacji: FACEBOOK (nie musisz mieć konta)
...czyli prawdziwe chodzenie zaczyna się po setce.
Jakoś zupełnie wyleciała mi z głowy tegoroczna Wyrypa. Skutek był taki, że jeszcze w czwartek wieczorem przekonany byłem o leniwie relaksacyjnym charakterze nadchodzącego łikendu, w piątek zaś maszerowałem już razem z dwustoma śmiałkami w stronę mety na Głuchaczkach. Trasa VI Wyrypy Beskidzkiej, rozrysowana według prawdziwej receptury na udaną Wyrypę, już na pierwszy rzut oka zdawała się całkiem przyzwoitym wyzwaniem, co potwierdziło się w praniu. A bycie weteranem trzech poprzednich wyryp nie zapewniało wcale taryfy ulgowej.
W góry! w góry, miły bracie! Tam swoboda czeka na cię.
A co kiedy chcę się wyżej, i wyżej, i coraz bardziej zaczyna pociągać nas pionowy świat? I kiedy do tego wyżej, dalej i w pionie nie wystarczy już stary plecak i wytarta flanela, a przede wszystkim brak nam umiejętności? No to trzeba te umiejętności poszerzyć. I właśnie taka sytuacja legła u podstaw mojego trzytygodniowego urlopu w tym roku i planu połapania paru przydatnych umiejętności.
Jest jedna taka rzecz, która, głowę daję, nigdy mi się nie znudzi. Obudzić się rano w namiocie na szczycie jakiejś góry z widokiem na przewalające się w dolinach morza chmur. Nieważne czy to nasze Beskidy, czy jakieś wyższe góry.
Siedzę w schronisku w Pasterce i odpoczywam po dwóch tygodniach chłodnego, ale przede wszystkim śnieżnego dreptania Głównym Szlakiem Sudeckim im. Orłowicza. Boli tu i tam, ale w gruncie rzeczy nie było aż tak ciężko. Właściwie, najbardziej boli konieczność powrotu do pracy. Taaa... co potrafi zdziałać kilka dni lenistwa. Od razu zmienia się perspektywa, a trudy wędrówki ulatują z pamięci.
Wyrypa, Wyrypa i po Wyrypie. Rekordowo liczny start zgromadził 150 żądnych wrażeń dusz. Wśród nich świadomi (bo weterani) i nieświadomi (bo nowicjusze) tego co mogą przynieść kolejne godziny. Metę zobaczyło 73 wyrypowiczów.
Za ostatnie wynurzenie literackie o błądzeniu i szczęśliwym odnajdywaniu się w górach, zabłądziło do mnie ustrojstwo, co się zwie Travel Organizer firmy TATONKA. Zbłądziło za sprawą redakcji Góryonline.com, której dziękuje. Tak się składa, że oglądałem ostatnio takie coś w sklepie z zamiarem wejścia w posiadanie drogą kupna.
Błądzić jest rzeczą ludzką, a że nic co ludzkie nie jest mi obce... Cóż, moja autorska odmiana turystyki górskiej stanowi chyba najbardziej ludzką cześć mojego jestestwa. Do rekordowych osiągnięć w tym temacie dołączyła ostatnio, plasując się na wysokiej pozycji, wycieczka na Krawców Wierch.
copyright 2010-2024 piotr baranowski innymi słowy: kopiujesz materiały z tej strony? daj mi znać ;-]
Ta strona korzysta z plików cookie - "ciasteczek". Zapewne obchodzi Cię to tyle, co zeszłoroczny śnieg, ale banda niedouczonych kretynów z Unii Europejskiej (a za nimi imbecyle z rodzimego parlamentu) zażyczyła sobie, abym Cię o tym fakcie poinformował - co też czynię. Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o tym, czym są "ciasteczka" i jak je usunąć, skorzystaj z google.pl. Możesz też (do czego gorąco namawiam) napisać wierszyk o plikach cookie i wysłać go na adres papieża zjednoczonej Europy, Jego Ekscelencji D. Tuska. Google.pl o "ciasteczkach"
Akceptuę pliki cookie z tej strony i obiecuję napisać wierszyk